Historia Łże-Anastazji

 Historia Rosji z racji na specyfikę jej różnych form ustrojowych jest bardzo burzliwa i wielopłaszczyznowa. Właściwie od początku swojego istnienia, różne formy rosyjskiej państwowości miały jedną cechę wspólną- niebezpieczne, pełne intryg, okrucieństwa, morderstw i bezwzględnej walki ośrodki władzy. 

Nic dziwnego zatem, że bardzo częste były przypadki wygnanych książąt, cudem powracających po latach tułaczki, by zbawić Rosję (najczęściej przy pomocy obcego wojska, jak to miało miejsce podczas tzw. „dymitriad”). Z pozoru podobna do innych tego typu, historia „niby-Anastazji” jest wyjątkowa. Nie tylko ze względu na jej kulturową nośność, unieśmiertelnioną filmem z Ingrid Bergman, czy baśnią Disneya, ale przede wszystkim dlatego, że ludzie wciąż potrzebują historii o uratowanych księżniczkach.

     Historia cudownego ocalenia paradoksalnie zaczyna się od próby samobójczej. W lutym 1920 r. pewna młoda kobieta skacze z berlińskiego mostu, ale zostaje uratowana przez policjantów i przewieziona do szpitala. Próby ustalenia jej tożsamości spełzają jednak na niczym, bo niedoszła samobójczyni milczy. Swoje imię wyjawia dopiero po miesiącach spędzonym w szpitalu psychiatrycznym. Kobieta twierdzi, że nazywa się Anastazja Nikołajewna Romanowa i jest córką cara Mikołaja II. 

    Żeby w pełni zrozumieć, dlaczego ktokolwiek dał wiarę niedoszłej samobójczyni ze szpitala psychiatrycznego, trzeba zanurzyć się w specyfikę tamtych czasów. Kilka lat po rewolucji nikt nie był do końca pewien co stało się z carską rodziną, bolszewicy przyznali się tylko do egzekucji cara. Krążyło wiele plotek i opowieści o tym, że caryca i jej dzieci żyją w ukryciu, podawano nawet miejsca gdzie widziano zaginionych Romanowów. Chęć zdobycia sławy i pieniędzy sprawiała, że jak grzyby po deszczu wyrastali coraz to nowi członkowie rodziny, cudownie ocaleni z masakry w Jekaterynburgu. Jednak w gąszczu wszystkich uzurpatorów wyróżniała się właśnie kobieta z berlińskiego szpitala psychiatrycznego. Nazywana później Anną Anderson rzekoma Anastazja zaczęła z zadziwiającymi szczegółami opowiadać o życiu codziennym na dworze w Petersburgu. Zwróciło to uwagę krewnych Anastazji, którzy postanowili zweryfikować tożsamość tajemniczej kobiety. Najbardziej sceptyczna okazała się siostra zamordowanego cara, Wielka Księżna Olga Aleksandrowna, która stwierdziła: „Gdy tylko usiadłam koło szpitalnego łóżka wiedziałam, że patrzę na obcą osobę.” Najbardziej niepasującym elementem układanki był fakt, że Anastazja nie radziła sobie z niemieckim, w którym komunikowała się Anderson. Berlińska samobójczyni nie znała również angielskiego i francuskiego, którymi płynnie mówiła księżniczka. Wielka Księżna Olga traktowała Anderson z dużą dozą sympatii i współczucia, twierdząc że jest to biedna, chora kobieta, w której nie wyczuła przebiegłości ani fałszu. Przez wiele lat do Anny Anderson przyjeżdżali ludzie, którzy znali Anastazję. Ich odbiór jej postaci był bardzo różny, prawdopodobnie wielu po prostu chciało widzieć w niej cudem ocalałą księżniczkę. Odpowiedź na pytanie dała dopiero nowoczesna technologia, gdy dzięki testom DNA wykluczono pokrewieństwo Anny Anderson z rodziną Romanowów.

autor: Jan Worobiej

Share